Ugo Rufino – absolwent wydziału filozofii Uniwersytetu w Neapolu. Doktor filologii włoskiej na Uniwersytecie Complutense w Madrycie. Opublikował eseje na temat historiografii filozoficznej, historycznej i literackiej, współpracując z grupami badawczymi magazynu Centro Studi del Movimento di Liberazione in Italia i Italia Contemporanea. Nauczał historii i literatury, a w szczególności futurystycznej awangardy. Visiting professor na uniwersytetach w Tegucigalpa (UNAH – Honduras), Cáceres y Granada. Od 2001 r. pracował w Dziale Promocji Kultury Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Współpracy Międzynarodowej jako funkcjonariusz do spraw kultury w instytutach kultury w Madrycie i Lizbonie. W latach 2014–2022 dyrektor Instytutu Kultury Włoskiej w Krakowie przy ulicy Grodzkiej 49.
.

.
Ugo Rufino: Polover DOC!
wywiad
Szanowny Panie Dyrektorze! Przez wiele lat pracował Pan na czele Istituto Italiano di Cultura, czyli Włoskiego Instytutu Kultury w Krakowie. Pana praca w Polsce instytucjonalnie była dla nas cenną misją. Była pełna Pańskiego osobistego zaangażowania i pasji. Była też pięknym rozdziałem w historii przyjaźni między Włochami a Polską. Teraz przyszedł czas na nowe, ekscytujące projekty osobiste, prawda? Proszę nam o nich opowiedzieć, jesteśmy bardzo ciekawi!
Jak to mówią Włosi: „zamknie się furtka, a otworzą się wrota”, prawda? Tak było też w Pana przypadku, kiedy wracał Pan z Krakowa do Rzymu? Co Pan za sobą zostawił, a co widzi przez te otwarte wrota? Co jest na horyzoncie?
Wyjazd z Krakowa nie był taki łatwy, ale panta rei, więc wykorzystawszy maksymalnie okres pobytu w tej siedzibie, musiałem wrócić do Włoch, choć z melancholią. Było to unikalne doświadczenie zarówno pod względem zawodowym, jak i osobistym: te dwa pola wspólnej pracy przyczyniły się do mojego rozwoju, pomagając tym samym w osiągnięciu wysokiego i reprezentatywnego poziomu działalności Instytutu Kultury poprzez znaczące wydarzenia i spotkania z niezwykłymi ludźmi. Jak ja to mówię: w tej pracy krzyżują się drogi całego świata! Po powrocie do Rzymu przez pewien czas pracowałem nad kolekcją sztuki współczesnej Farnesina, co również przyniosło mi wiele satysfakcji, a od kilku miesięcy współpracuję z Cepell, instytucją podlegającą Ministerstwu Kultury, zajmującą się promocją książki, zwłaszcza w dziedzinie tłumaczeń. W przyszłości powinny pojawić się kolejne współprace z Uniwersytetem w Neapolu Luigi Vanvitelli i z innymi stowarzyszeniami związanymi z dziedziną kultury, nie tracąc jednocześnie uwagi względem Instytutu Polskiego w Rzymie, gdzie niedawno pojawiła się bardzo zdolna pani dyrektor.
Myślę, że podczas Pana pobytu w Polsce każdy dzień był dla Pana wyzwaniem: nowi ludzie, propozycje, spotkania, wydarzenia… na pewno nie była to nudna rutynowa praca! Czy mógłby Pan podać dwie sytuacje ze swej działalności, gdzie jedna to było zadanie wyjątkowo trudne i skomplikowane lub wywołało zamieszanie w biurze, a druga – jakiś zapamiętany miły albo zabawny przypadek?
Paradoksalnie, podczas mojej kadencji nie było żadnych niemożliwych misji, ponieważ zostałem przyjęty do struktury kulturowej miasta i obszaru kompetencji terytorialnej Instytutu, gdzie zorganizowaliśmy wiele wydarzeń we współpracy z urzędami miejskimi Zabrza, Katowic, Bielsko-Białej, Częstochowy oraz terytorialnymi uniwersytetami.
.

.
Jednakże wydarzenie, które wymagało najwięcej energii i całkowicie zakłóciło równowagę Instytutu, to koncert skrzypcowy Sivori z XVIII wieku, grany na instrumencie Paganiniego, który należy do Muzeum w Genui. Dwa dni przed wybuchem wojny w Ukrainie, czyli 26 lutego, wraz z ambasadą Włoch w Warszawie, władzami miasta oraz Filharmonią Krakowską, przy zachowaniu wszystkich odpowiednich systemów bezpieczeństwa, wydarzeniem tym udzieliliśmy pokojowej i pięknej odpowiedzi o narodowym oddźwięku w Polsce i we Włoszech wszystkim tym, którzy chcieli nam przeszkodzić w swobodnym myśleniu.
Niedawno odszedł prof. Wojciech Narębski, naukowiec i żołnierz 2. Korpusu Polskiego – człowiek o wielkim sercu, bardzo lubiany i szanowany także przez Włochów. Miał Pan zaszczyt poznać go i spotykać się z nim. Obaj, jako mieszkańcy Krakowa, mieliście możliwość widywać się i rozmawiać. Czy zechce Pan podzielić się z nami wspomnieniami z tych spotkań?
Profesor Narębski był stałym punktem odniesienia dla Instytutu: zaraz po moim przyjeździe do Krakowa odwiedził mnie w biurze i od tego czasu nie straciliśmy ze sobą kontaktu. Proszę pozwolić, będę nazywał go Wojtkiem, ponieważ był dla mnie jak latarnia morska, był przewodnikiem w odtwarzaniu historii relacji między dwoma krajami. Był on jednym z założycieli Stowarzyszenia Przyjaźni Polsko-Włoskiej „Francesco Nullo”, wielkim znawcą naszej kultury, osobą jedyną w swoim rodzaju, bohaterem bitwy pod Monte Cassino, której pamięć podtrzymywał w ciągu tych lat. Poczułem się zobowiązany, aby zadedykować mu książkę, która została opublikowana w trudnym czasie pandemii. Był to dla niego zasłużony i wzruszający prezent, z którego może być dumna cała społeczność przyjaciół i profesjonalistów z nim związanych. Pozostawił wielką pustkę, ale pamięć o nim pozostanie niezatarta!
Czy czegoś będzie brakowało z Polski w ogóle, a z Krakowa w szczególności, w Pana rzymskim życiu? Czy jest coś, do czego Pan się przyzwyczaił podczas tych 8 lat pracy, a co na początku było trudne do zaakceptowania?
Podczas mojej kadencji odkryłem kraj przechodzący ogromny rozwój, kraj który „kwitnie” w nowoczesnym sensie infrastruktury, otwartości, modernizacji i wielkiej ciekawości wobec wszystkiego, co dotyczy przede wszystkim Włoch. Jedyną początkową przeszkodą był język, ale może to wydawać się paradoksalne, język ten pokochałem i uznałem za zadziwiający i melodyjny. A potem, zakochałem się w kulturze polskiej, jej poezji i literaturze, historii.
.

.
Czy jest Pan zadowolony ze swojej misji w Polsce? Udało się Panu w pełni przekazać Polakom wszystko to, co chciał na temat swojej ukochanej Italii? Czy jest coś, co chciałby Pan, aby jego następca kontynuował w promocji IIC?
Mój zastępca, kolega Matteo Ogliari, z którym jestem w kontakcie, ma takie samo podejście i entuzjazm jak ja. Jestem pewien, że podczas swojej kadencji będzie prowadził wspaniałe projekty o wysokiej jakości, wzmacniając relacje kulturalne między naszymi krajami oraz przyczyniając się do większej renomy naszego Instytutu, który już cieszy się szczególnym prestiżem w Polsce. Nie mogło być lepszego kontynuatora mojej pracy, ale także innowatora!
Pamięta Pan spotkanie z Polovers sprzed roku? Czy mógłby Pan powiedzieć, co dokładnie skłoniło Pana do zakochania się w Polsce? Z pewnością jest wiele wspaniałych powodów, ale jeśli to możliwe, czy mógłby Pan opowiedzieć o tym, które najbardziej zapadło w pamięć?
Przede wszystkim serdecznie gratuluję inicjatywy, którą przyjąłem z entuzjazmem od samego początku. Wśród najbardziej reprezentatywnych wydarzeń z mojego ostatniego okresu w Krakowie, warto z pewnością wspomnieć o prezentacji projektu Polovers podczas spotkania w Instytucie, które było jednym z najbardziej intensywnych momentów towarzyskich, pod względem bliskości i empatii, zorganizowanym w Hotelu Stary z udziałem produktów regionalnych, gdzie wszyscy członkowie Polovers wyróżnili się zdolnościami organizacyjnymi i poświęceniem.
Co według Pana można jeszcze zrobić we Włoszech, aby wzmocnić przyjaźń włosko-polską?
Z pewnością należy przeciwdziałać pewnym stereotypom między oboma krajami, ale w szczególności tym istniejącym we Włoszech, dotyczącym odległości i różnicom: Polska jest na pierwszym miejscu wśród krajów, z którymi Włosi czują bliskość i empatię. Dzięki mojemu doświadczeniu zawodowemu, które miało swe początki w Ameryce Środkowej, a następnie w Hiszpanii i Portugalii, mogę śmiało stwierdzić, że zamiast przełamywać stereotypy, doszedłem do wniosku, że z Polakami łączy nas wielkie braterstwo, uznanie względem naszej bogatej kultury, szczere zainteresowanie naszym krajobrazem i zabytkowymi miastami, ciekawość i znajomość dziedzictwa artystycznego oraz stały punkt odniesienia, (jakby wzór!) – nasza tradycja kulinarna. W każdym polskim mieście, do jakiego się trafi, nie brakuje wzmianek o naszej kuchni i winach, odnosi się z pasją i podziwem, również dlatego, że wielu polskich szefów kuchni nauczyło się swojego fachu we włoskich kuchniach. To prawdziwy znak przyjaźni między dwoma narodami, brakuje tylko, aby poznać we Włoszech polską kuchnię, która jest równie różnorodna i ma tak długą tradycję!
.

.
Korespondencja z Marche Anna Traczewska Firmissima
Foto ze zbiorów Ugo Rufino