Pani Eliza Segiet przesłała do Redakcji opowiadanie pt. Na własne żądanie.
Zapraszamy do lektury.
Na własne żądanie
Dobrze, że mało kto zwraca na mnie uwagę. Dzięki temu mogę, niezauważony, być w
różnych miejscach. Właśnie to jest moim darem. Spaceruję ulicami, wchodzę do domów i
mogę wszystko zobaczyć. Wczoraj wszedłem tylko na chwilkę, ale zostałem dłużej. Stanąłem
z tyłu za kanapą. Od pierwszej chwili wiedziałem, że to jest gabinet lekarski. Tam było tak
bardzo surowo: biurko, dwa krzesła, komputer i kanapa, o której od razu pomyślałem:
Leżanka jak u Freuda. Stałem z boku i patrzyłem na panią w białym fartuchu, która
wypełniała jakieś dokumenty. Nagle do gabinetu wbiegła Gabi – tak się zwracała do niej
kobieta ubrana na biało – usiadła i zaczęła:
– Pani doktor – krzyczała. – On mnie pobił!
– Kto cię pobił, Gabi?
– Ten, co nas pilnuje!
– Ale który? Jest przecież dwóch sanitariuszy.
– No ten wysoki, Przemek, czy jak mu tam… Jaka różnica? Ważne, że jestem pobita i
to bardzo.
– Gabi, a wiesz, że Przemek od tygodnia jest na urlopie?
– To co z tego? Uderzył mnie, o tutaj – palcem pokazuje klatkę piersiową.
– A kiedy to zrobił?
– Teraz, w czasie obiadu.
– Obiad będzie dopiero za godzinę.
– Może to było podczas kolacji!
– Rozumiem. Gabi, a czym dzisiaj umyłaś sobie włosy? – pyta z zaciekawieniem
lekarka.
– Jak to czym? Na śniadanie było masło. To czym miałam umyć? Masłem,
oczywiście!
– Wiesz, jak ciężko będzie to zmyć?
– Przecież dopiero jutro rano będę myć znowu głowę – odpowiedziała z dużą radością.
– A wie pani, jak on mnie pobił? Pani patrzy. – Wysuwa rękę ponad ramię i palcem pokazuje
plecy.
– Gabi, chyba trochę przesadzasz. On cię nie pobił, nie ma żadnych śladów. Przed
chwilą pokazywałaś, że pobił cię z innej strony.
– Ja swoje wiem. I nie ma różnicy, gdzie mnie pobił – odpowiedziała.
Patrzyłem na to wszystko i nie mogłem uwierzyć. Tak naprawdę miałem ochotę wyjść
do innego pokoju, ale bałem się, że w drugim będzie jeszcze gorzej. Zostałem, zasłuchany w
dialog lekarki z pacjentką. Tylko się jakoś dziwnie skurczyłem. Chyba ze strachu, ze
zdziwienia, z niedowierzania. Jednocześnie podziwiałem spokój tej (nie)normalnej rozmowy.
One miały sobie tak wiele do powiedzenia. Więcej mówiła Gabi, co jakiś czas lekarka
przerywała, zadając jej jakieś pytanie.
– Gabi, dlaczego namalowałaś na ścianie napis: „Kocham pana doktora”?
– Przecież go kocham, a on mi nie wierzy. To niech widzi, jak bardzo! Niech wszyscy
wiedzą, co to jest miłość.
– A czy wiesz, że ta sala była malowana w zeszłym miesiącu?
– To dobrze! Na czystej ścianie lepiej widać napisy! – ucieszyła się. – Niech pani
patrzy, pani doktor, co się teraz stanie.
Gabi pocierała usta paznokciem pomalowanym czarnoturkusowym lakierem. Była
przekonana, że ten kolor tam pozostanie.
– Teraz zmienię sobie kolor! Widzi pani? Pani tak nie potrafi, a ja umiem! Co pani na
to?
– Gabi, nic się nie zmieniło. Masz takie usta, jakie miałaś wcześniej. Przecież ten
lakier jest już suchy, a suchym lakierem nie można malować.
– No, widzi pani sama! A później mi się pani dziwi, że wysmarowałam ścianę
świeżym… Dobra, już nie będę mówić, bo później pani powie, że będzie rzygać.
– Gabi! Dość już…
– Dobra, że będzie pani zwracać. Smaruję tym, co mam pod ręką.
– Gabi! Przestań już! Skończ z tym!
– Pani doktor, a mogę wyjść na własne żądanie? Wie pani, że on mnie pobił, a doktora
kocham, to napisałam na ścianie, żeby wszyscy wiedzieli, że mamy się ku sobie.
– A doktorowi mówiłaś, co do niego czujesz?
– Mówiłam dużo razy, ale on nie chciał mnie słuchać. Gadał mi, że ma żonę. A co
mnie obchodzi jego żona? Może kochać i ją, i mnie. Tylko słyszałam, że podobno pani jest
jego żoną. Prawda to czy żarty sobie ze mnie robił, bo myślał, że ja jakaś głupia jestem?
– Prawda. Jestem żoną doktora, którego kochasz.
– To pani doktor mnie lubi i mi odda doktora! Tak?
– Gabi, a połykasz to, co pielęgniarki ci podają?
– W życiu! Jestem zdrowa i nie będą mnie truć jakimiś kolorowymi pestkami. Wie
pani doktor, co zrobię, jak mi pani da swoje kolczyki, to zrobię nimi dziurki w tych pestkach i
będę miała takie piękne korale.
– Gabi, a ty wiesz, że musisz połykać to, co dają ci pielęgniarki? Jakby ci to
wytłumaczyć… to jest taki… gips, który spowoduje, że będzie ci lepiej.
– Pani doktor, mnie się nic nie złamało, on mnie aż tak nie pobił. A jak mi może być
lepiej? Jest mi bardzo, bardzo lepiej. Tutaj jest przecież doktor, co go kocham i mogę na
niego patrzeć.
Patrzyłem, słuchałem i nie mogłem już dłużej wytrzymać. Też chciałem wyjść na
własne żądanie! Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego one tak dziwnie rozmawiają.
Szkoda, że cień – taki jak ja – zwykły milczący obserwator nic nie może zrobić. Przecież
gdybym umiał mówić, gdybym mógł jakoś pomóc, może wziąłbym na siebie cierpienie tych,
którym „jest bardzo, bardzo lepiej…”. Ludzie powinni mieć w sobie siłę, tolerancję, miłość i
zrozumienie – wtedy, kiedy inni są po prostu inni. Gdybym umiał mówić… gdybym mógł
pomóc… Teraz wychodzę. Na własne żądanie.

Eliza Segiet – absolwentka studiów magisterskich Wydziału Filozofii, autorka siedmiu tomów wierszy, monodramu, farsy i minipowieści. Jej teksty można znaleźć w licznych antologiach, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Członek Stowarzyszenia Autorów Polskich oraz World Nations Writers Union. Laureatka Międzynarodowej Publikacji Roku (2017 r., 2018 r.) w Spillwords Press (USA) oraz Nagrody Literackiej Złota Róża im. Jarosława Zielińskiego (za tom Magnetyczni) w 2018 r. Dwukrotnie jej wiersze (2018 r., 2019 r.) zostały wybrane jako jedne ze 100 najlepszych wierszy roku w International Poetry Press Publications (Kanada). W The 2019 Poet’s Yearbook została nagrodzona prestiżową nagrodą Elite Writer’s Status Award jako jeden z najlepszych poetów 2019 r. Nominowana do Pushcart Prize 2019 oraz laureatka Naji Naaman Literary Prize 2020. Laureatka I miejsca ( kategoria – poezja zagraniczna ) – w konkursie Quando È la Vita ad Invitare za wiersz Być sobą (Włochy, 2019 r.). Wyróżnienie w konkursie Premio InternazionaleSalvatore Quasimodo (Włochy, 2019 r.). Nagroda Specjalna we włoskim konkursie I POETI SONO MAESTRALI za wiersz Wycofany (Włochy, 2019 r.)