Zapraszamy na rozmowę z panią Dorotą Ceran, dziennikarką, autorką książki pt. Smutku nie cenią w Neapolu, która niedawno pojawiła się na polskim rynku wydawniczym.
Dorota Ceran wychowała się, mieszka i pracuje w Łodzi, gdzie ukończyła studia filologiczne na Uniwersytecie Łódzkim. Z uczelnią jest nadal związana jako wykładowca na kierunku „dziennikarstwo i komunikacja społeczna”. Od wielu lat współpracuje z Łódzkim Ośrodkiem Telewizji Polskiej jako dziennikarz. Pracuje w Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego. Za tę pracę została uhonorowana Medalem Komisji Edukacji Narodowej.
Przyjeżdża Pani kilkakrotnie w roku do Neapolu od wielu lat. Czy pamięta Pani po jakim czasie zaczęła Pani patrzeć na to miasto już nie jak turystka, ale prawie jak „tutejsza”?
Chyba w momencie, gdy pan w sklepie spożywczym zapytał, gdzie się podziewałam tak długo. A było to w rok po moim przyjeździe do Neapolu z Polski. Poczułam się, jakbym wróciła do domu.
Jak Pani sobie radzi z lokalnym dialektem?
Moi przyjaciele na co dzień nie mówią w dialekcie, chyba że w szczególnych okolicznościach, kiedy chcą przywołać ten szczególny klimacik. Oczywiście, ulica mówi w dialekcie, i na poziomie A1, no… może A2 rozumiem wiele. Ale uwielbiam słuchać dialektu. Także w licznych, neapolitańskich piosenkach. Dla mojego ucha jest to najpiękniejszy język świata. Tak, w klasyfikacji filologicznej to jest język, nie dialekt.
Jak narodził się pomysł napisania książki, i ten zaskakujący tytuł „Smutku nie cenią
w Neapolu”?
Po którymś tam pytaniu o śmieci w Neapolu. Strasznie mnie to wkurzało i postanowiłam opowiedzieć o mieście i jego walorach, ciekawostkach, cudownych ludziach, żeby nie koncentrować się na śmieciach. Piszę o tym we wstępie do książki. A tytuł? Inwersją chciałam uzyskać taki romantyczny posmaczek, który drzemie w neapolitańskich piosenkach, w dialekcie… i chyba w ogóle w duszy neapolitańczyków. A zarazem chciałam zaznaczyć, że jest to miasto pogodne, uśmiechnięte, radosne.
Czy trudno jest opisać tak różnorodne i wielokulturowe miasto? Od czego Pani zaczęła?
Jak się coś kocha, to nie jest trudno o tym pisać. Każde zdanie wypływało więc prosto z serca. To banalne i górnolotne, ale naprawdę tak było. A zaczęłam od przemierzenia całych Włoch, by uzmysłowić czytelnikowi, jak zmienia się krajobraz i nastrój w miarę zbliżania się do Kampanii.
Czy umiałaby Pani określić co jest najtrudniejsze dla Polaków do zaakceptowania
w mentalności Neapolitańczyków?
No, niestety, nasi Rodacy stali się ostatnio strasznie marudni, wiecznie narzekający. I myślę, że wieczna pogoda ducha i beztroska neapolitańczyków drażniłaby wielu z nich. A w sferze organizacji życia? Komunikacja miejska, która w Neapolu jest nieprzewidywalna, nieprzestrzeganie żadnych przepisów ruchu drogowego, hałas, tłok na ulicach… to może zrazić statystycznego Polaka.
Czym najbardziej podbili pani serce mieszkańcy Neapolu: południowym sentymentalizmem w piosenkach, teatralnością zachowań, przysłowiowym poczuciem humoru, spontanicznością, niepoprawnym optymizmem i pogodą ducha, sprytem
i przebiegłością…?
Wszystkie te cechy są ujmujące. Chociaż jakiejś wielkiej przebiegłości na sobie nie odczułam. W to miejsce wymieniłabym: serdeczność, chęć niesienia pomocy, nieprawdopodobną kontaktowość.
W świadomości cudzoziemców od dziesiątek lat zakorzeniły się pewne stereotypy dotyczące mieszkańców południowych Włoch. Które z nich uważa Pani za niesprawiedliwe i nieodpowiadające aktualnym realiom?
Wszystkie.
W Neapolu jest wiele wyjątkowych zakątków, które z nich są Pani szczególnie bliskie i dlaczego?
Via Tribunali – bo to jest nieprawdopodobne wprost, by na jednej ulicy zgromadzić tyle wspaniałości dziedzictwa narodowego, od czasów antyku po dziś. Piazza Vittoria bo stąd wszystkie drogi prowadzą do każdego zakątka miasta, Piazza Garibaldi, bo jest szalony.
Jednak Neapol to nie tylko morze, Wezuwiusz, świetna kuchnia, tradycja
i stereotypy… Jakie nowoczesne aspekty tego miasta mogą zachwycić przyjezdnych?
Nowe stacje metra. Budują je od dwudziestu lat (tego też Polacy by nie przeżyli chyba) ale efekt jest imponujący.
Czego najbardziej brakuje Pani po powrocie z Neapolu do Polski?
Wszystkiego, o czym powiedziałam wyżej. I kawy KIMBO.
Czy czytelnicy mogą spodziewać się drugiej części opowieści o Neapolu i jego mieszkańcach czy raczej poświęci Pani teraz więcej uwagi innym miastom Włoch?
Powstaje druga ksiązka, pt. „Upiory Neapolu”. Ale nie chcę zdradzać na razie, jakie to upiory. Powiem tylko tyle, że w jednym z rozdziałów okaże się, że jednym z upiorów jestem ja sama.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiała Agnieszka B. Gorzkowska
„Smutku nie cenią w Neapolu” to osobisty przewodnik dziennikarki Doroty Ceran po najciekawszym mieście Kampanii. Napisana w sposób bezpośredni, spontaniczny i z humorem książka zabierze was na spacer po słynnych zabytkach i mniej znanych zakątkach Neapolu, wspominając niby mimochodem o historii miasta i aktualnych zwyczajach jego mieszkańców.
Autorka opowiada o tym czego nie wypada robić na południu Włoch, gdzie zajrzeć na zakupy, o śmieciowych i o luksusowych ulicach, o piłce nożnej, o osobistych przygodach w środkach lokomocji, w barach czy też w toalecie i innych absurdalnych scenkach z codziennego życia Neapolitańczyków.
Dywagując nad mentalnością mieszkańców czasami zagłębia się w krótkie refleksje natury społecznej, próbując zrozumieć swoistą miejscową logikę, i chociaż nie zawsze udaje jej się uniknąć opinii typu „wszyscy Włosi są….”, to jednak głównym zamiarem autorki jest obalenie popularnych stereotypów.
Lekki, barwny, a chwilami żargonowy styl pozwala na „pochłonięcie” książki w krótkim czasie. I jeśli nawet gdzieniegdzie dopatrzycie się małych błędów językowych w cytowanych włoskich wyrażeniach, to, jak sama autorka mówi: „nie bądźmy małostkowi” i dajmy się porwać jej wszechobecnemu entuzjazmowi przechadzania się po Neapolu.
Kto od lat mieszka w Kampanii z przyjemnością przypomni sobie swoje pierwsze wrażenia z Neapolu, a turystom przybywającym tu po raz pierwszy na pewno umili zwiedzanie. Poza tym, książka opatrzona jest wieloma zdjęciami i świetnie sprawdzi się jako prezent dla bliskich i przyjaciół w Polsce.
Na okladce Procida: dlaczego nie Neapol???
A to już pytanie do wydawcy książki. Możemy tylko dodać, że w książce są też rozdziały o wyspach Procida i Capri.
Czytałam książkę i polecam gorąco. Właśnie wybieram się do Neapolu i mam nadzieję, że pokocham go tak mocno jak Pani Dorota. Pozdrawiam serdecznie.